Mikael Ishak i król strzelców – czy to może być ten sezon?


Na półmetku rozgrywek rywalizacja o koronę króla strzelców jest wyjątkowo zacięta - czy Mikael Ishak jest jednym z faworytów?

20 grudnia 2024 Mikael Ishak i król strzelców – czy to może być ten sezon?
Zbigniew Harazim

Mikael Ishak potrzebuje korony króla strzelców. Nie jest to oczywiście najważniejszy priorytet dla napastnika Lecha Poznań. Szwed podkreśla, że drużynowe trofeum znaczy dla niego więcej niż to indywidualne wyróżnienie. Mimo wszystko tytuł najlepszego strzelca Ekstraklasy może być dla Szweda bardzo istotny. Wytrąci bowiem jeden z argumentów przeciwnikom tezy głoszącej, że kapitan „Kolejorza” już stał się jedną z legend Ekstraklasy. Jak więc jesienią wyglądała rywalizacja o tytuł najlepszego strzelca ligi i czego możemy spodziewać się na wiosnę?


Udostępnij na Udostępnij na

Rywalizacja o koronę króla strzelców w tym sezonie Ekstraklasy jest wyjątkowo ciekawa. Snajperzy są w bardzo dobrej formie i możemy liczyć na to, że dorobek najskuteczniejszego piłkarza w tym sezonie w końcu może przekroczyć 20 trafień. Wreszcie o tytuł najlepszego strzelca walczą ze sobą napastnicy, a na dodatek w dużej mierze są to piłkarze reprezentujący kluby walczące o najwyższe ligowe cele.

W świetnej dyspozycji jest Benjamin Kallman, wokół którego skupiona jest ofensywa najbardziej bramkostrzelnej drużyny ligi. Świetną rundę jesienną ma za sobą również Leonardo Rocha, który chce odejść z Radomiaka, więc jego dalszy udział w walce stoi pod znakiem zapytania. Z podobnymi wątpliwościami muszą zmierzyć się fani Efthymiosa Kolourisa, za którego również na pewno pojawią się oferty. Fenomenalną serię siedmiu meczów w Ekstraklasie z golem pod rząd zanotował Jesus Imaz, który prowadzi Jagiellonię do sukcesów zarówno w Lidze Konferencji, jak i na polskim podwórku.

Pod koniec rundy jesiennej do czołówki najlepszych strzelców doskoczyli Imad Rondić z Widzewa oraz Samuel Mraz z Motoru Lublin, który mógłby mieć na koncie zdecydowanie więcej trafień, ale na początku sezonu hurtowo marnował świetne sytuacje.

Poznański król strzelców?

W tym wszystkim, mniej więcej pośrodku, znajduje się Mikael Ishak. Szwed pakował futbolówkę do bramki przeciwnika już 10 razy i zaprowadził swoją drużynę na szczyt ligowej tabeli. Grając w Lechu Poznań osiągnięcia indywidualne schodzą na dalszy plan, ale kapitan „Kolejorza” potrzebuje tej nagrody, by obronić się przed zarzutami, które niektórzy z jego krytyków lubią mu stawiać.

Ishak z pewnością jest czołowym napastnikiem ligi, ale nigdy nie był najbardziej bramkostrzelnym piłkarzem. Wpisywał się na listę strzelców w bardzo ważnych meczach, na przykład z Piastem Gliwice w 2022 roku lub w Lidze Konferencji w spotkaniu z Bodo/Glimt, ale co do jego skuteczności w mniej istotnych starciach można mieć wątpliwość.

W tym sezonie Ishak ma na koncie 10 bramek i prawie tyle samo, według danych ze strony Ekstraklasa.org, wynika z jego xG. Według tej statystyki Szwed miał szanse na strzelenie 9,94 bramki i jest to wynik dosyć przeciętny. Topowi napastnicy naszej ligi mieli teoretycznie mniej szans, a na koncie tyle samo lub więcej bramek. Nie strzela „ponad stan”, a tego możemy od topowych napastników wymagać.

Świadczy to o tym, że Ishak nie wykorzystuje najlepiej fantastycznego serwisu, który otrzymuje od swoich kolegów. To fenomenalny napastnik pod względem pracy w pressingu, gry tyłem do bramki i otwierania gry dla partnerów z ataku. Ale bramek powinien mieć w tym sezonie więcej. Pierwszy przykład to między innymi rzut karny w domowym spotkaniu z GKS-em Katowice. W barwach Lecha Poznań kapitan nie wykorzystał już aż czterech „jedenastek”.

Szwed jest prawdopodobnie najlepszym napastnikiem w Ekstraklasie, ale na pewno nie jest najlepszym snajperem w lidze. Swoją obecnością na boisku sprawia, że drużyna gra lepiej, ale nie jest lekarstwem na nieskuteczność drużyny. Lech miał w tym sezonie problemy z nisko osadzonymi drużynami, które sprawiały Ishakowi sporo kłopotów.

Drużyna czy statuetka Ishaka?

Czy Ishak będzie walczył za wszelką cenę o koronę króla strzelców? Raczej nie. Jest kapitanem drużyny, która ma wielkie ambicje i dużo większą wartość będzie miało dla niego drugie mistrzostwo Polski. Wobec tego spodziewać możemy się Ishaka, który dba bardziej o drużynę, niż o własny dorobek bramkowy. Umiejętności lidera zespołu, który dwukrotnie wznosił w górę mistrzowski tytuł naprawdę trudno podważać, nawet argumentem o braku korony dla najlepszego snajpera w sezonie.

Taki tytuł wywalczyli sobie w Poznaniu Artjom Rudnevs oraz Marcin Robak. Przykład tego ostatniego powinien wskazać Ishakowi kierunek, że indywidualne osiągnięcia wcale nie są tak istotne.

W 2017 roku Marcin Robak był dżokerem Nenada Bjelicy z ławki rezerwowych. Strzelał jak na zawołanie i jego bramki były wyjątkowo istotne dla Lecha, który aktywnie walczył o mistrzostwo. Z czasem napastnik zaczął mieć problem z tym, że jest wyłącznie rezerwowym, niezależnie od formy strzeleckiej. W szatni „Kolejorza” pojawiły się sprzeczki i niezrozumienie, a Lech ostatecznie najcenniejszego trofeum w Polsce nie zdobył.

Marcin Robak otrzymał wprawdzie statuetkę, ale w Poznaniu nigdy nie będzie zapamiętany tak, jak piłkarze, którzy sukcesy odnosili wraz z drużyną. Wydaje się, że dla Ishaka to właśnie ten aspekt jest najważniejszy, mimo tego, że tak naprawdę tylko indywidualnego wyróżnienia za najwięcej strzelonych bramek w sezonie brakuje Szwedowi do całkowitego podbicia polskiej ligi.

Stabilizacja

Jeśli nie przytrafi mu się żaden poważniejszy uraz, Szwed z pewnością będzie w czołówce klasyfikacji strzelców. Ma przecież wokół siebie fantastyczny grupę fenomenalnych piłkarzy. Dobrze rozumie się z Patrikiem Walemarkiem i świetnie układała mu się w tym sezonie współpraca z Afonso Sousą. Przez cały październik Portugalczyk zanotował 3 ostatnie podania właśnie przy bramkach kapitana „Kolejorza”.

Mimo tego uważam, że Mikael Ishak nie zdobędzie korony króla strzelców. Lech zdobywa dużo bramek, ale trafienia rozłożone są między wielu zawodników. Prędzej Ishak może powalczyć z Benjaminem Kallmanem o zwycięstwo w klasyfikacji kanadyjskiej.

Ale nawet mimo potencjalnego braku korony dla najlepszego strzelca Mikael Ishak już jest legendą Ekstraklasy. Zdobył mistrzostwo Polski, prowadził Lecha w europejskich pucharach i już dwukrotnie przedłużał swój kontrakt. W Poznaniu już może czekać na swój pomnik pod stadionem przy ulicy Bułgarskiej.

Drugim piłkarzem, który u siebie w mieście może czekać na statuę jest Jesus Imaz. Hiszpan w tym sezonie był w wyjątkowo dobrej dyspozycji. Przeciętny był w jego wykonaniu sierpień, ale jesienią pokazywał się z fenomenalnej strony. Od 6 października, czyli meczu z Legią Warszawa, w kolejnych siedmiu meczach ligowych wpisywał się na listę strzelców. Na półmetku sezonu dało mu bilans 10 trafień. Tak naprawdę obok Mikaela Ishaka to jego sytuacja w klubie oraz forma wydają się być najbardziej stabilne. Reszta stawki to pewna niewiadoma, a Imaz będzie chciał powalczyć o tytuł, który przed dwoma laty „skradł” mu jego ówczesny kolega z zespołu – Marc Gual.

Nowe środowisko i częstochowska zagadka

Wydaje się, że dwa najpoważniejsze nazwiska w kontekście rywalizacji o tytuł najlepszego strzelca to w tym momencie Benjamin Kallman i Leonardo Rocha. Obaj świetnie spisywali się w trakcie rundy jesiennej, ale przed oboma nazwiskami można postawić znak zapytania.

Portugalczyk atomowo rozpoczął sezon i bramki zdobywał hurtowo. Potrafił wykorzystać swoje potężne warunki fizyczne i umiejętność gry głową, którą zdobył w tej kampanii ligowej aż 4 gole. To wokół niego kręciła się ofensywa drużyny Bruno Baltazara. Radomiak był przewidywalny, bo grał niemal wszystkie piłki na Leonardo Rochę. Z drugiej jednak strony Rocha był tak groźnym i tak trudnym do pokrycia rywalem, że wciąż potrafił zapewniać swojej drużynie zwycięstwa. W listopadzie i grudniu zaliczył serię pięciu meczów bez gola, a i tak ma na koncie aż 11 trafień. Nie był wyjątkowo regularny, a i tak wyjątkowo skuteczny.

Problem pojawił się jednak w ubiegłym tygodniu. Przed rozegraniem zaległego meczu z 2. kolejki, w którym Radomiak miał zmierzyć się na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław media obiegła informacja o tym, że Rochy zabraknie we Wrocławiu. Ten miał być bliski przenosin do Rakowa Częstochowa. Abstrahując od tego, że zachowanie Portugalczyka było po prostu nieeleganckie, przenosiny czołowego snajpera ligi do zespołu Marka Papszuna wzbudzają pewne poruszenie. To może mieć ogromny wpływ na rozstrzygnięcia w klasyfikacji strzelców na koniec sezonu.

Nieskuteczni napastnicy Rakowa

Rocha profilem jak najbardziej pasuje do zespołu „Medalików”. Papszun lubi korzystać z silnych i wysokich „dziewiątek”. W tym sezonie Patryk Makuch głównie się leczy, a do Jonathana Brauta Brunesa sztab szkoleniowy cały czas ma zastrzeżenia. Raków ogólnie nie strzela wielu bramek i skupia się na żelaznej defensywie. Mimo tego drużyna, która chce walczyć o najwyższe cele nie powinna opierać się na bramkostrzelności wahadłowego Jeana Carlosa. Zespół z Częstochowy potrzebuje więc napastnika, a Rocha jest silny oraz wysoki, a na dodatek strzela bramki. Dla Rakowa wygląda to na naprawdę świetny ruch. Sporo wątpliwości rodzi jednak kwestia, jak Portugalczyk odnajdzie się w nowym zespole.

Może Marek Papszun jednak nie ściąga do klubu nieskutecznych napastników? Może to jego system sprawia, że odpowiedzialni za strzelanie bramek są inni piłkarze? Jeśli Rocha przejdzie do zespołu z Częstochowy jego forma strzelecka stanie pod sporym znakiem zapytania. Portugalczyk potrafi strzelać bramki, ale nie wiemy czy będzie umiał to robić grając w drużynie prowadzonej przez Marka Papszuna.

Kluczowy będzie kontrakt

Kolejnym z wielkich faworytów do tytułu króla strzelców jest Benjamin Kallman z Cracovii. Fin był w rundzie jesiennej jednym z najlepszych piłkarzy Ekstraklasy i rewelacyjna forma jego zespołu wynika właśnie z jego dyspozycji. Cracovia Dawida Kroczka strzeliła w tym sezonie 36 bramek, obok Legii Warszawa, najwięcej spośród całej stawki. Kallman w klasyfikacji kanadyjskiej ma na półmetku rozgrywek 18 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej, czyli Fin miał bezpośredni udział przy dokładnie połowie bramek „Pasów”. Był tej jesieni wyjątkowo skuteczny – wygrywał pojedynki fizyczne z obrońcami, wykańczał sytuacje w polu karnym, ale oszukiwał obrońców również techniką i boiskową inteligencją.

W jego przypadku problem stanowi jednak owiana tajemnicą przyszłość. Finowi kończy się kontrakt w czerwcu 2025 roku. Cracovia bardzo chciałaby zatrzymać swoją gwiazdę, ale na przeszkodzie mogą stanąć finanse. Kallman z pewnością ma obecnie na stole bardzo dużo ofert transferowych. Cracovia może być zmuszona, by oddać go już zimą, by cokolwiek na napastniku zarobić. Z drugiej strony jeśli Kallman parafuje nową umowę w Krakowie może gwałtownie obniżyć loty. Wielu już było w Ekstraklasie takich piłkarzy, którzy po otrzymaniu nowego, bardzo korzystnego dla nich kontraktu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przestawali spisywać się tak dobrze, jak przed podpisaniem nowej umowy.

Nawet jeśli Kallman zostanie w barwach Cracovii wyłącznie do końca sezonu, jest w rywalizacji o miano najlepszego strzelca wielkim faworytem. W trakcie rundy jesiennej był bardzo regularny, a dodatkowo Cracovia Dawida Kroczka do ekipa na wskroś ofensywna, w której to zdobywanie wielu bramek jest absolutnym priorytetem. W systemie Dawida Kroczka napastnicy czują się naprawdę dobrze. Świadczy o tym duet van Burena i Benjamina Kallmana, który był w tym sezonie wyjątkowo groźny. Fin korzystać może również z „prezentów” od lewej nogi Ajdina Hasicia, który potrafi posyłać naprawdę fenomenalne piłki w pole karne.

Znowu niewiadoma

W Ekstraklasie wielu mamy świetnych snajperów, których przyszłość stanowi wielką zagadkę. Nieznane są przyszłe losy Leonardo Rochy, o następnych krokach w swojej karierze nie zdecydował jeszcze Benjamin Kallman. Kolejnym ze świetnych snajperów, u którego najbliższe tygodnie powinny rozjaśnić sytuację jest Efthymis Koulouris.

Grek w tym sezonie stał się ostoją Pogoni Szczecin. „Portowcy” opierają się niemal wyłącznie na jego formie strzeleckiej. Miał udział przy 44% bramek swojej drużyny i mimo tego, że forma drużyny Roberta Kolendowicza odbiegała nieco od ideału, grecki snajper trzymał swój bardzo wysoki poziom. Żadnej bramki nie zdobył tylko w sierpniu, więc był stosunkowo regularny. To dało mu na półmetku sezonu 11 goli i współprowadzenie w klasyfikacji strzelców.

Niestety swojego dorobku może już nie powiększyć. Koulouris jest w bardzo dobrej dyspozycji i w jego przypadku nie można mówić o żadnym jednorazowym wyskoku. To naprawdę dobry snajper, który doskonale czuje się w polu karnym przeciwnika. Takich piłkarzy szukają kluby bogatsze i nieco lepsze od Pogoni. W grudniu media informowały o liście chętnych na greckiego napastnika Pogoni. Zainteresowany Grekiem był między innymi ateński Panathinaikos. Dla samego Koulourisa powrót do ojczyzny mógłby być bardzo interesujący, ale dla Pogoni, której przyszłość wciąż jest niejasna, sprzedaż gwiazdy może być bardzo potrzebna ze względów finansowych.

Dwóch z doskoku

Resztę czołówki klasyfikacji najlepszych strzelców domykają Imad Rondić oraz Samuel Mraz. Nikt się ich tam przed rozpoczęciem sezonu nie spodziewał. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że pod koniec lata również niewielu stawiało na tę dwójkę w czołówce pod względem liczby bramek. Obaj zakradli się do tego zacnego grona cichcem, ale nie można im absolutnie niczego zarzucić. Liczba strzelonych bramek to wyjątkowo wymierna i obiektywna statystyka.

Samuel Mraz sezon zaczął bardzo przeciętnie. Motor kreował sobie dużo sytuacji, potrafił zdominować swojego rywala, ale napastnik marnował okazje na potęgę. W niektórych meczach potrafił kilkukrotnie obijać słupki i poprzeczki. Najważniejsze było jednak to, że konsekwentnie stwarzał swoją obecnością zagrożenie. Mateusz Stolarski wytrzymał ciśnienie i wciąż stawiał na słowackiego snajpera. Ten w końcu się odblokował, dobił do 9 trafień w rundzie jesiennej i został wyróżniony tytułem najlepszego zawodnika Ekstraklasy w listopadzie.

Runda wiosenna w jego wykonaniu również stanowi pewną zagadkę. W Ekstraklasie dobre miał zaledwie pół rundy i nie wiemy, czy po przerwie zimowej w barwach Motoru będzie grał ten cudowny snajper z listopada, czy może Samuel Mraz z Zagłębia Lubin, który przez cały sezon u „Miedziowych” zanotował tylko 3 trafienia.

Niewiadomą stanowi też wiosenna dyspozycja Motoru Lublin. To fantastyczny beniaminek, ale mieliśmy już w historii Ekstraklasy drużyny, które fantastycznie odnajdywały się w lidze po awansie, ale miały problem z utrzymaniem dobrej dyspozycji po przerwie zimowej. Wobec tego bramkostrzelność Samuela Mraza również nie jest niczym pewnym.

Szerzej postawę Samuela Mraza i całego Motoru Lublin analizowałem TUTAJ.

Z drugiego szeregu

Drugą z niespodzianek jest Imad Rondić. Przed sezonem bardzo wielu wątpiło w Bośniaka, który wchodził w dosyć głębokie buty po Jordim Sanchezie. W poprzednim sezonie był głównie rezerwowym. W dodatku bliżej mu charakterystyką do napastnika, który jest bardzo pożyteczny w pressingu i grze tyłem do bramki. Nie był nigdy wirtuozem w wykańczaniu sytuacji. Sezon zaczynał dosyć przeciętnie, marnował okazje, a o sile Widzewa stanowili wówczas Jakub Łukowski i Fran Alvarez.

Wątpliwości wśród krytyków zasiał jednak meczem trzeciej kolejki, w której Widzew mierzył się na wyjeździe z Cracovią. W cieniu biegających po dachu kibiców napastnik RTS-u rozegrał bardzo dobry mecz notując bramkę oraz asystę. Gdy Widzew notował dosyć przeciętną rundę, Rondić raczej przerósł oczekiwania. Ma na półmetku 9 bramek, doskonale wykorzystuje swoją umiejętność gry głową, a dodatkowo jest bardzo ważnym ogniwem zespołu w pressingu. Przebił tym samym dorobek bramkowy Sancheza z całego poprzedniego sezonu.

Ale wiosna jest dla niego owiana niepewnością, tak jak zresztą przyszłość całego Widzewa. Sytuacja trenera Myśliwca jest dosyć niestabilna. Nie wiadomo jak Bośniak odnajdzie się u nowego trenera, jeśli w Widzewie nastąpi taka zmiana.

Rywalizacja nie zawodzi

Jak wynika z powyższej analizy – o rywalizacji o koronę króla strzelców w tym sezonie wiemy naprawdę bardzo niewiele. Na półmetku w grze jest naprawdę wielu piłkarzy, nikt nie wysuwa się zdecydowanie na czoło. Na dodatek walczą ze sobą zawodnicy z czołowych drużyn rozgrywek. Nie powtórzy się już raczej sytuacja z sezonu 2022/2023, gdy na czele klasyfikacji strzelców znajdowali się Marc Gual oraz Jesus Imaz – piłkarze Jagielloni Białystok, która do końca sezonu walczyła o utrzymanie w Ekstraklasie.

W tym sezonie nie mamy również do czynienia z sytuacją sprzed roku, kiedy to Erik Exposito niemal od początku sezonu pewnie kroczył po koronę dla króla strzelców. Zawiedli mnie wiosną Ilya Szkurin ze Stali Mielec, który nieustannie machał z pretensjami rękoma oraz Marc Gual, który wciąż formą strzelecką nie potrafi nawiązać do swojego sezonu z Jagielloni Białystok.

W rywalizacji o koronę króla strzelców nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte. Nic nie jest przesądzone, więc tę walkę możemy śledzić z równie dużym zainteresowaniem, co walkę klubów o najważniejsze ligowe trofea. W końcu walka o koronę króla strzelców sprawia, że „liga będzie ciekawsza”.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze